Notki autobiograficzne
Autor:Franciszek Nadachowski
niedziela, 15 lipca 2012
środa, 18 kwietnia 2012
środa, 28 grudnia 2011
Put'/doroga. Delektowalem się widokiem jednej z karykatur, którymi pomachiwali rosyjscy "indignados" w swoim tłumnym pochodzie. Przekreślona twarz premiera, a pod nią napis: Nam nie po puti' = nam nie po drodze (z tobą!). Te dwa synonimy, put' i doroga, kursują wśród Rosjan od dawna. Oto fragment sowieckiej wojennej piosenki: "ech put'/dorożka, frontowaja, nie straszna' nam bertioszka grubaja". Nuci ją kierowca na drodze pod linią niemieckich okopów. A żartobliwie zdrobniałe imię Niemki, której on się nie boi, to "gruba Berta" – okrzyczane w 1914 roku wielkie niemieckie działo, z którego wojska Kajzera, po przełamaniu francuskiej linii granicznej obrony, ostrzeliwały Paryż. A więc radzieccy "bojcy'" w swojej piosence o frontowej drodze cofali się w czasie o 30 lat, i to do Francji! (notabene, skąd o tym wiedzieli?). Zatem cofnijmy się teraz aż do czasów sprzed rosyjskiej rewolucji, bo już wtedy rosyjska piosenka odważała się kpić nie tylko z wroga, ale i ze swojej władzy: "Car' ispugałsja (= przestraszył się) i wydał manifie'st, miortwym swobodu, żywym arie'st". A i współczesny rządca Rosji chyba zaczyna się trochę niepokoić o dalszą władzę, do której "doroga" może się "zaputat'" (= poplątać), bo rosną tłumy rosyjskich indignados. Niech sobie rosną, przecież internetu nie da się w ich kraju zakazać.
piątek, 25 listopada 2011
88. To jest nieobca mi liczba, a właśnie dowiedziałem się o niej z mediów czegoś zaskakującego i zarazem niepokojącego. To coś psuje mi dotychczasową zabawę, jakiej dostarczają niecodzienne skojarzenia słowne. Albowiem należę do nielicznej dziś grupy osób, dla których wojenne szaleństwa hitleryzmu stanowiły niegdyś groźbę bezpośrednią. Teraz chodzi mi o to, że w mediach powtarzają się sygnały o wybrykach skrajnych neo-nazistów w Niemczech. Morderstwa ludzi odmiennej rasy, wysadzenie w powietrze domu w Zwickau i inne. Narodowosocjalistyczne Podziemie. I takaż partia: NPD; jej delegalizacji żądają dziś poważni politycy, wyraźnie zaniepokojeni. I oto właśnie natknąłem się w mediach na wzmiankę o wydumaniu przez neonazistów grupowego hasła, niemniej prymitywnego, jak te z lat hitleryzmu. Właśnie "88". Bo ósma litera w alfabecie niemieckiego języka to h. Dlaczego h, i to dwukrotnie?. Bo na tę literę zaczyna się wielbione nazwisko: Hitler. I do niego trzeba dodać "Heil" – coś w rodzaju naszego "niech żyje!". Więc: 88=HH. I tu wracam do wspomnień sprzed lat kilkudziesięciu, codzienności pod okupacją niemiecką. Nie mogłem się wówczas nadziwić, że "Heil Hitler" stanowiło wśród mundurowych Niemców codzienne pozdrowienie, czy przywitanie, coś w rodzaju "Guten Tag" = "dzieńdobry". W polskich uszach brzmiało to "hajlitla". Słyszałem je niejednokrotnie z ust Niemców dyrygujących wówczas naszą grupą młodych Polaków, przydzielaną do różnych robót. I to także w ustach pewnego Leutnanta, który zachowywał się wobec nas przyzwoicie i mógł być nawet lubiany. Dziś takie ogólnie obowiązujące HH na pewno w Niemczech nie wróci, ale jednak pojawiło się ono w jakiejś grupie, zwłaszcza na terenie dawnego NRD (Zwickau). Ich 88 to coś nie tylko głupiego, ale i trochę niepokojącego.
środa, 9 listopada 2011
Moskwa 1611. W naszych mediach niełatwo natrafić na wzmianki o wydarzeniach moskiewskich sprzed czterystu lat. Rocznica odbicia przez Rosjan Minina i Pożarskiego Kremla, w którym rezydowała załoga polska, jest świętem narodowym dzisiejszej, i przedtem sowieckiej, Rosji. A w moim odczuciu my Polacy też powinniśmy częściej wspominać te historyczne lata. Sam fakt ówczesnej polskiej dominacji wojskowej i politycznej w ogromnym kraju (który potem wyrósł niestety na głównego zaborcę Rzeczypospolitej) przypomina nam, że ta Rzeczpospolita była niegdyś potęgą sięgającą daleko na wschód od ziem etnicznie polskich. I głosi to właśnie rosyjskie święto państwowe, w czasie bliskim naszego święta odzyskania niepodległości.
piątek, 21 października 2011
poniedziałek, 3 października 2011
"Gasipies". Niedawno zżymałem się na wywijanie nazwiskami w komentarzach, ale teraz sam to zrobię (ojej!). Albowiem ostatnio, dość niespodziewanie, spory kawał obszaru mediów zajął pewien pan – niby "kot", który "pali" się do władzy. Ale jest tak skuteczny w swojej aktywności, że przerasta rozmiary kociaka i powiedziałbym, że to raczej potężny "pies" – dog, który potrafi szczerzyć kły. Jeśli znajdzie się w sejmie, będzie umiał rozpalić i emocje, i działania. Gdyby chciał, mógłby nawet – przy swojej niewątpliwej energii i inteligencji – dać zgromadzeniu ustawodawczemu nieźle "popalić". Na przykład – o zgrozo! – pomóc uruchomić ryzykowne mechanizmy polityczne. Są przecież w sejmie tacy, którzy dla okruchu władzy zaangażują się w wojny o dekompozycję struktur trzeciej Rzeczypospolitej. Tej Rzeczypospolitej, która po kilkudziesięciu latach "przydeptanej" przez Sowiety państwowości odzyskała (bezkrwawo!) prawdziwą niepodległość. I której ustrój spróbują – nazwijmy to oględnie – "nadpalić". W nastroju nieugaszonych nienawiści politycznych. A ja wierzę, że ten – tak nazwany przeze mnie – groźny "pies" nie tylko nie przyłączy się do takich akcji, ale wręcz będzie współdziałać w tłumieniu partyjnych fobii. A zatem nie palić, tylko właśnie gasić. Oto moja nadzieja. Stąd: "gasipies". I przepraszam za żarcik z nazwiska.