Obama/Osama, Mubarak/Barak. W komentarzach otaczających wir, który skłębił się teraz w polityce światowej, w niedbałych wypowiedziach zdarza się przeplatanie nazwisk i imion bohaterów znaczących wydarzeń. Niedawno słyszałem w radiu, zaraz po tym, jak służby podległe amerykańskiemu prezydentowi dopadły w Pakistanie szefa morderców z Al-Kaidy, wypowiadane na przemian słowa różniące się tylko jedną głoską: Obama (a więc nazwisko, jego imię to Barak) i Osama (a to przecież imię, jego nazwisko to Ben-Laden). Mało uważnemu słuchaczowi mogłoby się pomieszać to, co się powiedziało o najważniejszym w dzisiejszym świecie prezydencie, z tym, co dotyczy ustrzelonego właśnie wodza terrorystów. I jeszcze Egipt: Niedawno strącony z piedestału dyktator to Mubarak (nazwisko!), a jakby w ogniu dyskusji politycznej bąknąć ciszej owe "mu", to usłyszymy "Barak"! – najważniejsze dziś (a trochę egzotycznie brzmiące) imię: imię kogoś, kto na pewno nie jest dyktatorem. Prawdziwy mętlik.
sobota, 28 maja 2011
niedziela, 1 maja 2011
Kto dziś uosabia Polskę?. To ważne, bo wiadomo, że dla zwykłych ludzi na świecie jakiś odległy kraj (o ile wiedzą o jego istnieniu) kojarzy się często ze znaną powszechnie osobistością. Gdy takiego skojarzenia brak, wtedy łatwiej o wpadki, spośród których jedną tu przytoczę. Tuż po zakończeniu pierwszej wojny światowej ówczesny premier brytyjski, Lloyd George, podobno oburzał się, że ci (jacyś tam) Polacy żądają przyłączenia do ich powstającego państwa obszaru nazywanego fonetycznie (w brzmieniu angielskim) "SAJLIZJA" (Silesia). Chyba pan premier nie bardzo wiedział o istnieniu Śląska, ale wiedział coś o Cylicji (Cilicia), krainy na południu Turcji (a brzmienie jej nazwy w jego języku jest niemal identyczne, jak to powyżej). Więc czego those Poles chcą tam, nad morzem Mediterranean?. Ale na szczęście działały wtedy na zachodzie znane w świecie polskie osobistości: Roman Dmowski i Ignacy Paderewski.
A dziś?. W latach 80-tych kupowałem coś w sklepie w Rimini i nie bardzo mogłem się z Włochem dogadać. Gdy odrzekłem na pytanie, skąd jestem, natychmiast padło: Polonia?. Un papa grande! Wielki papież! Zabrzmiało to jak wielka pochwała Polski. No bo niewielu było w historii papieży nie-Włochów. Podobna uciecha zdarzyła mi się na statku greckim w rejsie Ateny-Kreta. W odpowiedzi na słowo "Polonia" usłyszałem prawie okrzyk, wskazujący niewątpliwie najbardziej znaną współczesną polską osobistość (fonetycznie w brzmieniu angielskim): "LECZ UALESA"!. A więc dzisiejsza Polska kojarzy się w niejednym kraju z Karolem Wojtyłą i Lechem Wałęsą – osobami znanymi w świecie. Bardzo żałuję, że temu drugiemu próbuje się tu i ówdzie przypisać (wbrew orzeczeniom sądu) współpracę z UB. Niegodziwie, a także głupio z punktu widzenia prestiżu naszej ojczyzny. Niech no teraz, do nazwiska człowieka, o którym w świecie wiadomo, że podważył w Europie Środkowej sowiecką dominację (i aktualnie ma doradzać Tunezyjczykom w sytuacji powstałej po obaleniu ich dyktatury), nagle przylgną dwa słowa (wywleczone z rozpowszechnianych w Polsce podejrzeń): "communist agent".