piątek, 21 października 2011

Indignados. Oburzenie zamanifestowali młodzi ludzie w Hiszpanii, ale nie tylko; chyba w całym kręgu naszej cywilizacji następują wydarzenia, których raczej nie przewidywano, a towarzysz Lenin złośliwie uśmiecha się w swojej trumnie: oto macie ten wasz kapitalizm!. Także amerykańskie grupy młodzieży pomstują: "occupy Wall Street!". Bo rzeczywiście, po zawirowaniach finansowych w świecie, jacyś bankierzy powypłacali sobie bezwstydnie wysokie odprawy. Przypominam sobie, co niegdyś przeczytałem o etymologii słowa "bankructwo". Otóż dawno w Italii, ci co wymyślili pożyczanie pieniędzy za słoną opłatą, załatwiali to początkowo w skromnym entourage'u: miejscem pertraktacji była po prostu ława – "banca". Ale jak się skrzywdzony klient zezłościł, to mógł ławę rozwalić. Stąd: "banca rota", czyli połamana i w dalszej ewolucji językowej angielskie "bankruptcy" oraz nasze "bankructwo". Najwyraźniej było dziś tego za wiele i mam nadzieję, że nasz świat znajdzie na to jakąś radę, bo takie bunty to nie błahostka. I niech to będzie działanie skuteczne; wtedy młodzi staną się w pewnej mierze "satisfechos".

poniedziałek, 3 października 2011

"Gasipies". Niedawno zżymałem się na wywijanie nazwiskami w komentarzach, ale teraz sam to zrobię (ojej!). Albowiem ostatnio, dość niespodziewanie, spory kawał obszaru mediów zajął pewien pan – niby "kot", który "pali" się do władzy. Ale jest tak skuteczny w swojej aktywności, że przerasta rozmiary kociaka i powiedziałbym, że to raczej potężny "pies" – dog, który potrafi szczerzyć kły. Jeśli znajdzie się w sejmie, będzie umiał rozpalić i emocje, i działania. Gdyby chciał, mógłby nawet – przy swojej niewątpliwej energii i inteligencji – dać zgromadzeniu ustawodawczemu nieźle "popalić". Na przykład – o zgrozo! – pomóc uruchomić ryzykowne mechanizmy polityczne. Są przecież w sejmie tacy, którzy dla okruchu władzy zaangażują się w wojny o dekompozycję struktur trzeciej Rzeczypospolitej. Tej Rzeczypospolitej, która po kilkudziesięciu latach "przydeptanej" przez Sowiety państwowości odzyskała (bezkrwawo!) prawdziwą niepodległość. I której ustrój spróbują – nazwijmy to oględnie – "nadpalić". W nastroju nieugaszonych nienawiści politycznych. A ja wierzę, że ten – tak nazwany przeze mnie – groźny "pies" nie tylko nie przyłączy się do takich akcji, ale wręcz będzie współdziałać w tłumieniu partyjnych fobii. A zatem nie palić, tylko właśnie gasić. Oto moja nadzieja. Stąd: "gasipies". I przepraszam za żarcik z nazwiska.