poniedziałek, 27 czerwca 2011

"Chinafryka"?. Znów poruszył mnie ewenement chińskiej penetracji "czarnego kontynentu". W komentarzu BBC usłyszałem, że w Angoli działa już milion przybyszów z Azji, pracowitych i kompetentnych, witanych z entuzjazmem przez mieszkańców tego rozległego kraju, wcześniej zdewastowanego przez wieloletnią morderczą wojnę domową. Wybuchła ona, jak to w Afryce, zaraz po wyparciu portugalskich kolonizatorów, przy udziale m.in. sowieckich wpływów ideologicznych, wspieranych przez ekspedycje oddziałów kubańskich. Teraz Chińczycy sprawnie odbudowują bardzo ważną linię kolejową, sięgającą daleko na wschód Angoli, poprzez obszary pustynne. Chodzi tu o transport ropy naftowej. W sąsiedniej Zambii ci przybysze nie są aż tak mile widziani przez część ludności. Nie wszystkim podoba się to, że rząd Chin opowiada się za "nieinternowaniem" w sprawy kolejnego państwa tego obszaru, Zimbabwe. Bo tam, już od 30 lat, brutalnie rządzi stary fizycznie, ale ciągle energiczny w operacjach masakrowania wszelkiego oporu, niby-komunistyczny dyktator Robert Mugabe. Oczywiście wszystko to dzieje się na tle nieuleczalnych nienawiści plemiennych. Ale ogólnie Chińczycy to chyba realna szansa na postęp techniczny i gospodarczy w Afryce i autorytarna władza temu nie przeszkadza. A może właśnie pomaga, jak w ich ojczyźnie?. Czyżby to była perspektywa rozwoju dla kontynentu afrykańskiego?. Spróbujmy pomarzyć: napływ dalszych, nawet dziesiątków milionów, sprawnych i oddanych pracy Azjatów, nie uwikłanych w plemienne waśnie, a dających wzór racjonalnej gospodarki, może też wymuszających pragmatyczną mentalność u Afrykanów młodego pokolenia?. Taka "Chinafryka" mogłaby dołączyć do nowej struktury świata, która już ogarnia Azję Pd.-Wsch.

sobota, 18 czerwca 2011

NSDAP=Nazional-sozialistische Deutsche Arbeiterpartei. Narodowo-socjalistyczna niemiecka partia robotnicza. Przywołuję tę (raczej dziś zapomnianą) nazwę partii Adolfa Hitlera, trzonu ruchu politycznego, który w latach 30-tych ubiegłego wieku dwu wojen światowych opanował, w zasadzie legalnie, demokratyczną po zawaleniu się cesarstwa republikę niemiecką. Chcę bowiem zwrócić uwagę na niemałe podobieństwo z dwudziestowieczną nazwą rosyjskiego mocarstwa – ZSRR: Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Podobieństwo, bo tu socjalizm i tam socjalizm. Ponadto u Hitlera była jeszcze wzmianka o robotnikach, a to przecież słowo wszechobecne w oficjalnym, partyjnym bełkocie sowieckim, choć nie wstawione do nazwy państwa. Dziś dziwię się, że w niektórych komentarzach pobrzmiewa jakoby zasadnicza polityczna odmienność tych dwu partii i państw: tam – skrajna prawica, tu – skrajna lewica. Otóż moim zdaniem niema między nimi aż takiej odmienności, a dominuje cecha wspólna: zbrodnicza dyktatura. W rozwoju hitleryzmu naprawdę obecne były (zwłaszcza na początku) hasła socjalistyczne, tylko z akcentem na przymiotnik "narodowe". A drugie wspólne z hitleryzmem słowo, absolutnie dominujące w praktyce rządzenia w Sowietach i duma tych, którzy rządzili, to święte słowo "partia". W jej nazwie:WKP(b) = Wszechzwiązkowa Komunistyczna Partia (bolszewików), widnieje jeszcze owo ważne historycznie "b". Notabene u nas, w Polsce, miewa ono posmak potępiający. Bo choć w Sowietach mawiało się z dumą "zrobimy to po bolszewicku", w PRL nikt się chyba działaniem "po bolszewicku" nie chwalił. A nawet można było u nas dawniej usłyszeć potępiający okrzyk: "toż to prawdziwa bolszewia!".