wtorek, 7 grudnia 2010

W grudniu 2010 tematyka czarnej Afryki znowu wciska się obficie na łamy mediów. W relacji w G. W. pt "Rodacy przebaczyli Ogrowi z Berengo" W. Jagielski pisze: "Jean-Bedel Bokassa, były (nie żyjący już) samozwańczy cesarz, tyran i ludojad z Republiki Środkowoafrykańskiej został przez swoich rodaków zrehabilitowany". Rządzący obecnie dzięki zamachowi stanu "rodacy", to w części aktywni członkowie jego dawnego aparatu władzy i uczestnicy rozlicznych zbrodni. Trzeba niestety przypomnieć, że pół wieku temu wielbiący Francję reżim Bokassy był, niedługo po rozmontowaniu przez francuską metropolię jej ogromnego afrykańskiego imperium, popierany przez rząd Giscarda d'Estaign.

A teraz wyborczy zamęt w państwie Wybrzeże Kości Słoniowej, dramatycznie rozdartym na muzułmańską północ i głównie chrześcijańskie południe, odmienne także etnicznie. Wprawdzie to południe ma rozmaite języki, ale jego mieszkańcy są u nas nazywani niekiedy zbiorczo Ivorytami – pewnie od malowniczej nazwy całego państwa, Ivory Coast (to już nie całkiem po francusku!). Otóż wspomniane (demokratyczne!) wybory + niby-prawne przepychanki wyłoniły, jak na teraz, dwu prezydentów: dotychczasowego Gbagbo i nowego Quattarę. A ja niestety nie umiem odróżnić ich wizerunków w mediach. Nie uważam się za rasistę, m. in. podoba mi się czarny kolor skóry, ale kształt nosa i owal twarzy już nie i to może być przyczyną tego mojego słabego postrzegania oblicza obu dżentelmenów. Chyba dotyczy mnie to, co podobno mawiają z przekąsem niektórzy Afroamerykanie: "białasy i tak nie odróżniają naszych twarzy".

Afryki dotyczy też inny, nieco wcześniejszy tekst W. Jagielskiego pt: "Boko haram, czyli wszystko, co zachodnie, to grzech". Spalony słońcem, leżący tuż przez miedzę z Czadem i Kamerunem stan Borno to twierdza nigeryjskich talibów, którzy chcą tam ogłosić odrębny kalifat. W zeszłym roku wojsko utopiło we krwi ich powstanie. Ale talibowie wrócili. Dalej ten artykuł w G.W. kreśli m.in. losy konkretnych terrorystów i dramatyczne okoliczności muzułmańskich buntów w północno-wschodniej Nigerii.

Od siebie pragnę dołączyć garść danych etnicznych. Stan Borno, leżący w skrajnym pasie Afryki subsaharyjskiej, zamieszkały jest w większości przez lud Kanuri, z rodziny językowej nilockiej, spokrewnionej z kilkoma innymi narodami Sudanu. A w sąsiednich stanach Bauchi i Gongola (Yola) przeważają mieszkańcy z grupy Hausa (rodziny semito-chamickiej) oraz częściowo z plemienia Dżukun, należącego do wschodniej grupy rodziny Bantu (ludów murzyńskich). Ta skrócona i dalece niepełna wyliczanka ukazuje nieszczęsną różnorodność nie tylko wyznań, ale również języków i zapewne świadomości plemiennej w olbrzymim ludnościowo postkolonialnym państwie nad Zatoką Gwinejską.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz